W sobotę 12 stycznia, na zaproszenie Pani Małgosi Gurtat – managera Baroque Food&Style w Krakowie, miałam przyjemność uczestniczyć w bardzo interesującym wydarzeniu z udziałem Elżbiety Dzikowskiej. Kraków, Europejska Stolica Kultury Gastronomicznej 2019, to cykl eventów, których restauracja Baroque jest gospodarzem.

Już od wejścia, czułam, że to będzie bardzo ciekawy wieczór. Piękne wnętrza restauracji, miła obsługa i perfekcyjna organizacja wydarzenia.

Byłam bardzo zaskoczona, że w tym spotkaniu uczestniczyło tak dużo osób.

Wspaniała rodzinna atmosfera.

Spojrzałam w centralne miejsce i zobaczyłam piękną kobietę. Czas jakby się zatrzymał. Pamiętam wszystkie filmy ,, Pieprz i wanilia”, które w porywach oglądało 18 mln widzów.

Pierwsza myśl, która mi napłynęła, to: przecież ja to oglądałam jako dziecko, więc jak to możliwe, że ta drobna kobieta nic, ale to nic się nie zmieniła.

Podróż, w którą zabrała nas Elżbieta Dzikowska była niesamowicie barwna, opowiedziana z dużą dozą humoru i do tego wyśmienita w smaku.

Elżbieta Dzikowska, to podróżniczka znana z cyklu programów telewizyjnych „Pieprz i wanilia” realizowanych wspólnie z mężem, Tonym Halikiem, ale także autorka wielu książek, albumów, filmów dokumentalnych i wystaw artystycznych. Tym razem Elżbieta Dzikowska zaprasza nas w świat dwojako: w podróż po całym globie, ale także w świat kulinarny, który był przygotowany przez szefa kuchni Baroque.

W ubiegłym roku, Elżbieta Dzikowska wydala książkę „Tam, gdzie byłam”, w której opisuje swoją młodość oraz wyprawy po Meksyku, Ameryce Środkowej i Karaibach.

Mnie Elżbieta Dzikowska opowiedziała o swoich podróżach i planach na przyszłość.

Maresis: Pamiętam Panią, jak byłam małym dzieckiem i oglądałam Pani programy z zapartym tchem. Była Pani moją pierwsza inspiracją i oknem na świat, żeby moc zobaczyć jak wygląda i aby narodziła się ciekawość świata. Dzisiaj jeździmy na wycieczki zorganizowane i mające w swojej ofercie all inclusive. Co tracimy?

E. Dzikowska: All inclusive bardzo ogranicza nasze możliwości, bo skupiamy się na jedzeniu, piciu i atrakcjach hotelowych, a przecież wyjeżdżamy żeby świat poznać.

Ja wprawdzie byłam raz na takich wakacjach all inclusive, bo byłam wynajęta, żeby opowiadać o miejscu, w którym wówczas byliśmy. Gdy tylko miałam wolny czas, bo przecież nie cały czas pracowałam, wtedy każdą wolną chwilę wykorzystywałam, żeby podróżować, zwiedzać, oglądać i poznawać nowe rzeczy. Miło to wspominam. Było to na Dominikanie ale ponieważ w tym czasie odbywał się w Polsce koncert Hansa Zimmera, to przerwałam ten wypoczynek i wróciłam do Warszawy.

Maresis: oh! to wspaniale. Lubi Pani muzykę filmową?

E. Dzikowska: o tak, ja bardzo lubię muzykę klasyczną a Zimmer jest moim ulubionym artystą i kompozytorem.

Maresis: Czy w czasie licznych Pani podróży, spotkała Panią niebezpieczna sytuacja?

E. Dzikowska: zawsze zdarzają się takie niebezpieczeństwa. Ale ja jestem w czepku urodzona i pochodzę z rodziny długowiecznej, więc nie zwracam na to uwagi, bo bym się z domu nie ruszyła. Niebezpieczne sytuacje zdarzają się w Warszawie, w Krakowie, na wsi, w lesie, na ulicy, wszędzie. Trzeba mieć zaufanie do ludzi. Jak Ci z oczu dobrze patrzy, to nic Ci się złego nie stanie. Kiedy w czasie wyprawy do ostatniej stolicy Inków Vilcabamby w Peru zrzucił mnie muł i ciągnął kilkadziesiąt metrów po skałach,  to najbardziej przestraszył się mój mąż Tony. Do końca życia nie mógł sobie darować, że nie zrobił wówczas zdjęcia (śmiech). Niebezpieczne bywały również ugryzienia a w Meksyku złapałam amebę, ale nigdy nie panikowałam. Boję się tylko, jak to często powtarzam: turbulencji i chamstwa.

Maresis: Siedzę tak blisko Pani, nie jest tajemnicą, że ma Pani 81 lat. Wygląda Pani przepięknie, bez śladu upływającego czasu i wiem, że ma Pani jeszcze wiele planów związanych z podróżą i książkami.

E.Dzikowska: wszystko jedno, ja już nie liczę (śmiech) mam jeszcze wiele planów. Jestem z długowiecznej rodziny. Mama ojca zmarła w wieku 100 lat, a babcia Broncia odeszła, mając 93 lata. Jestem żądna poznania i nie rezygnująca ze swoich marzeń, konsekwentna i starająca się realizować swoje plany. Nie można rezygnować trzeba dążyć do celu.

Trzeba mieć w życiu pasje. Życie bez pasji, to jak potrawa bez soli.

A co do planów, to w tym roku, we wrześniu, chciałabym pojechać do Papui-Nowej Gwinei na festiwal, w czasie którego spotyka się ponad 100 plemion. W tradycyjnych strojach tańczą i śpiewają. W planach mam też wydanie nowej książki “Fryzury i nakrycia głowy”. W marcu chcę pojechać do Omanu a w kwietniu do Albanii.

Maresis: do Albanii? Wspaniale. Ja byłam w Albanii tylko 1 dzień. Kojarzy mi się jako kraina bunkrów, mercedesów i przyjaznych ludzi. Nie można zapytać o drogę w języku polskim, bo słowo “droga” znaczy narkotyki. W Albanii nasze kręcenie głową na “nie” oznacza “tak” (śmiech)

Mam nadzieję, spotkać się z Panią i dowiedzieć innego spojrzenia na ten kraj.

E. Dzikowska: Oczywiście, z przyjemnością.

Maresis: Jak kwitną drzewa migdałowe?

E. Dzikowska: ohhh! przepięknie. Kwitną na różowo. Filmowałam je w Tunezji i tak pięknie pachną.

Maresis: Gdzie są Pani zdaniem, najpiękniejsze kobiety?

E. Dzikowska: W Polsce… ale nie koniecznie. Taką mają opinie ( śmiech) Wszędzie są piękne kobiety.

Maresis: Najpiękniejsza kobieta, jaką Pani widziała? W czym tkwiło jej piękno?

E. Dzikowska: była to stara Tybetanka bez zębów i bardzo biedna. Dla mnie była piękna i pełna uśmiechu w oczach. Widać było, że życzliwa ludziom.

Uśmiech, to najkrótsza droga do serca.

Maresis: ma Pani piękną tunikę na sobie…

E. Dzikowska: dziękuję! przywieziona z Chin, dostałam w prezencie na moje imieniny, które akurat tam obchodziłam i przyjaciele się złożyli i dali mi to w prezencie.

Maresis: Niemal za każdym razem widzę Panią w innej oryginalnej biżuterii. Dzisiaj też ma Pani na sobie przepiękny naszyjnik.Czy te rzeczy są ozdobą czy mają głębsze znaczenie?

E. Dzikowska: to jest naszyjnik z plemienia Masajów z Kenii, które mąż mi kupił na początku lat 80-tych.

Maresis: Zawsze ma Pani takie duże naszyjniki?

E. Dzikowska: ja bardzo lubię takie duże ozdoby. Moja krótka fryzura i duża biżuteria – to jest mój znak rozpoznawczy.

 

Dodaj komentarz